Kosmiczne impresje


 Pamiętacie serial Star Trek? ""Dziennik kapitański, data gwiezdna 2947.3. Właśnie przeszliśmy przez środek ciężkiej burzy jonowej.." 

Zza kokpitu biurka gdzie żyję i pracuję, a który domownicy określają jako "centrum dowodzenia NASA" (ze względu na ilość i wielkość monitorów) czuję się trochę jak dowódca statku kosmicznego w podróży galaktycznej. 

Rzeczy do utrzymania sprawności jednostki teleportują się pod drzwi, a ja tygodniami nie widzę Słońca, tylko pokład mojego statku. Oto optymalizacja - poziom matrix. 

Dźwięk wiatraków chłodzących jednostkę centralną i podręczną. Jeden koma pięć, dwa na dwa metry. Ciągły nadmiar rzeczy - i - brak jakiegoś kabla, ładowarki w odpowiednim kształcie. Nie ten, nie taka, spróbujmy innej - nie działa, działała, przestała działać. Kontakt ze światem dostępny z osobnego panelu, można przełączać między monitorami, "Brak nowych wiadomości, Twoja skrzynka jest pusta", kontakt z centrum dowodzenia w osobnej strukturze.

Dokąd lecimy? Jakie są zadania na dziś? Czy kolejna eksploracja nowo odkrytych planet nas nie zabije? Orbitujemy. Zejście na powierzchnię następnej planety za kilka dni, może tygodni. Tam robi się zdjęcia, analizuje, gromadzi je i opisuje. Potem znowu długi, długi lot. Bez końca, bez wyraźnego podziału co jest dniem, co nocą, tygodniem, dekadą.

Urządzenia nie pozwalają nam się nawet zgubić w tym nieznanym. "Komputer: podaj jaki jest pozostały czas trwania naszej misji? - Pozostało 25 ziemskich lat, czy podać dokładniejsze przybliżenie? - Dzięki, nie.

Komentarze

Popularne posty