Relacja z wyprawy - dzień 2
Dzień 2
Idąc do góry schodziłem jednocześnie wgłąb siebie przenosząc uwagę na rzeczy istotne - miarowy oddech, picie wody, równe tempo, jakość stawianych kroków. Rzeczy najbardziej proste, a jednocześnie tutaj - najważniejsze dla świeżo upieczonego trekera.
Ścieżka wiedzie lasem, trochę doliną wzdłuż rzeki, prowadzi przez małe malownicze wioseczki i wiszące mosty.
Wszystko w górach "się modli". Flagi, młynki, kamienie, dzwoneczki jaków. To jest piękne, bo wdzięczność i szacunek do tego co nas otacza - to coś, czego nie sposób przecenić.
Droga nie oszczędza nas wcale - ciągle jest tylko pod górę. Jedyna odmiana jest taka, że raz bardziej, a raz mniej. Raz po kamieniach - raz po korzeniach. Trzeba uważać.
Ostatni fragment do Namche Bazar to ciągnące się spory kawał schody. Na trasie mijam coraz więcej tragarzy i zwierząt jucznych (osłów i dzo nazywanych przez miejscową ludność Jopkyo - czyli krzyżówki jaka i bydła domowego). Niosą wszystko od paliwa do helikopterów i butli z gazem, po zupki w proszku i cement. Życiu mieszkańców Himalajów poświęcę osobny wpis, bo to ciekawy temat.
W tym miejscu pomyślałem, że natura bardzo fajnie rozplanowała tu wszystko. Ja ani minuty się nie nudziłem, ale gdybym poczuł coś podobnego, to od tego miejsca właśnie zmienia się krajobraz. Drzewa znikają, wszystko zrobiło się bardziej surowe. Drugi brzeg doliny zakrywała gęsta mgła. Robi się chłodniej.
(notatka z dziennika podróży, 28 września)
"Droga z Phakding do Namche Bazar to nieco ponad 11 km marszu i kilometr do pokonania pod górę. Pierwszy test wytrzymałości w tej przygodzie. Rzeczywiście podejście było długie ale widoki... ahh! Najbardziej wykończyło mnie wejście po wysokich schodach do pokoju w schronisku:). Długi marsz pozwolił kompletnie wyciszyć gonitwę myśli, wszystkiego tego od czego długo nie potrafiłem do tej pory uciec. Zmęczenie. Wyzerowana podświadomość. Wolność."
...C.D.N...
Komentarze
Prześlij komentarz