Pachnę dymem...

Dziś miałem okazję zwiedzić najciekawsze miejsca Katmandu. Nie sypnę z rękawa ani z przewodnika nazwami miejsc, świątyń i zabytków, mogę jednak podzielić się wrażeniami.

Fuzja buddyzmu i hinduizmu tworzy tu niesamowity klimat. Równolegle - miasto tonie w kurzu i pyle, spalinach i korkach. Przedsiębiorczość kwitnie, wszechobecny eklektyzm - tak od dziś ładnie będę mówić o starej dobrej prowizorce - czycha na każdym rogu, nad głowami i pod stopami. A wszystko pełne kolorów, życia i śmierci. Tego brakuje (to złe określenie, ale na razie nie znajduję innego, gdyby brakowało faktycznie to byśmy to mieli) w świecie zachodu.

Stałem jak wryty dziś nad rzeką, ze świątyni dobiegały radosne śpiewy, dźwięk dzwonków i bębnów, na brzegach na platformach płonęły ludzkie zwłoki, wiatr niósł dym prosto na żałobników i turystów jak ja. Harmonia, wszechobecne i dosłowne doświadczanie życia nie wyłączając tego gdzie wszyscy przecież zmierzamy. Poza pogonią za ulotnym pięknem i urokiem niecodziennego życia odważyłem się nacisnąć spust migawki by w ten sposób uznać życiową mądrość ludzi tutaj, kultury i tradycji. Przesłania, że szczęśliwe życie to równe docenienie każdej chwili, dobrej czy złej.

Komentarze

Popularne posty