Notatki z podróży

Czasem dopiero gdzieś bardzo daleko: odkrywam, że własna prawda życiowa, miara skuteczności i dopasowania do świata, jest tylko częścią większej układanki. Chociaż globalizacja chce widzieć świat równym, prostym, przewidywalnym - tak nie jest. Są miejsca gdzie możesz jechać na pace półciężarówki i nie czeka Cię za to żadna policyjna kara, są takie miejsca gdzie Twój własny rozsądek i bagaż doświadczeń jest niewidzialnymi pasami bezpieczeństwa, nie urzędowy nakaz, społeczny przymus, czy ostatnie stadium przyjęcia cudzych przekonań i wiara, że tak właśnie jest jak Ci mówią. Dopiero w miejscach, w których wyznanie wiary w cywilizację na prąd - gdy prądu nie ma - jest dla jednych przygodą, dla innych dziecinną pretensją "że bez sensu, no jak bez prądu?". Technologia wypatroszyła nas, ludzi odciętych betonowymi ścianami od piękna przyrody - z duchowości. Nawet mnie to dotknęło, choć pocieszam się, że jeszcze to czuję i umiem dostrzegać, pisać i mówić o tym na głos. Wiedza jest procesem nieodwracalnym - jeśli coś z zewnątrz tego nie przerwie oczywiście, ale dlaczego nie sięgać to metafizyki po dalsze impulsy naukowych odkryć - jedno drugiemu w tym wymiarze nie przeszkadza. 
Z taką refleksją wyszedłem z majańskiej ceremonii ognia w Ek Balam na półwyspie Yucatán. Śpiew egzotycznych ptaków w cenocie, zapach kadzidła i głos kapłanki zachowam w pamięci, jako coś więcej niż turystyczną atrakcję, show dla niewtajemniczonego przybysza ze starej Europy. Każda psychodrama to rzecz jasna, pewna droga na skróty, przeciwieństwo naukowego poznania zasad działania mechanizmów wszystkiego i wszystkich, ale tak pomocna jak podróż odrzutowcem godzinę, zamiast dwudziestu samochodem, zamiast miesięcy pieszo. 
Czasem dopiero gdzieś bardzo daleko: nastaje odpowiednia perspektywa, aby dostrzec to, po co codziennie człowiek powinien się budzić ponad czynności obowiązkowe, miernie gwarantujące życiową stabilność. Mój Przyjaciel powtarza, że "stabilizacja motylka - to szpilka", gdy powinno zależeć nam nade wszystko na doświadczaniu. Doświadczanie jest wspólnym mianownikiem ducha i rozsądku. W tej perspektywie ważne by docenić kunszt tego, czego doświadczamy. Czy jest to Natura, czy dzieło ludzkich rąk sprzed kilkuset lat czy pozostałości zapomnianych cywilizacji. Docenić kunszt obcej myśli tak, jak sami chcemy aby nas kiedyś ktoś inny docenił. Nie łatwo wzbić się ponad krytyczne spojrzenie, które wydaje się być domeną współczesnego kultu odtwórczości i życiowego dokumentalizmu, nawet gdy przejawiasz cechy twórcze, to nadal jesteś wtłoczony w ten kult. Kiedy się udaje - na przeciwnym biegunie ujrzysz tylko to, co najpiękniejsze i najcenniejsze. 

 Życie  - w tak wielu postaciach i kolorach, w tak wielu formach i przejawach strategii przetrwania, że nie sposób nie zachwycić się... 
...no chyba, że jesteś z Wałbrzycha - Ty widziałeś wszystko... sorry, taki czerstwy żart prowadzącego ten monolog. (Miejsce na uśmiechniętą emotikonę.)

Czasem dopiero gdzieś bardzo daleko: wraca do mnie chęć patrzenia na ludzi by ich zanotować i zrozumieć, nie - by przez nich tylko coś egoistycznie  wyrazić. Dostrzec, że też z jakiejś przyczyny patrzą w dal lub za siebie - w siebie, w pustkę, w Otchłań. W coś więcej niż ekran inteligentnego telefonu. Dostrzec i być może z czasem nawet nadać jakieś znaczenie, - lecz tak jak gdyby - we
 wtórnym procesie, post produkcji myśli, nie w bieżącym strumieniu percepcji.

W krótkiej podróży do Meksyku próbowałem zachować balans pomiędzy przeżywaniem i doświadczaniem, a próżną chęcią fotograficznego, zachłannego zapamiętywania, życiowego dokumentalizmu - który bez tych pierwszych dwóch elementów jest zupełnie (dla mnie) pozbawiony celu, sensu i smaku.

































Komentarze

Popularne posty