Skoro świt - to chyba coś znaczy...


    Znowu poczuć jak Słońce razi przyjemnie oczy w chłodny, grudniowy poranek - to chyba ostatnia rzecz w tym roku przed długą świąteczną pauzą. Patrzę na portret, który powstał z tego zdarzenia i mrużę pod świadomie oczy - choć to tylko obraz na monitorze. Są takie zdjęcia jak to, gdzieś na krańcu skali technicznych możliwości ( tak wiem - nie ma rzeczy niemożliwych itd...) oka i matrycy, które wywołują we mnie jakąś bezbronność, pierwotne obezwładnienie zmysłu, ...i wszystko jest tak, jak było na początku, te same emocje, ta sama co na początku radość intelektualnej podróży w obraz. Takie powinno być - w najlepszym tego słowa znaczeniu - uprawianie portretu. Tylko z Ludźmi o których można powiedzieć, że się z nimi swobodnie jest, komunikuje, lubi, zna, rozumie. 

    To miała być podróż pociągiem, okazała się jednak podróżą dużo bardziej wysublimowaną - w głąb siebie, post factum - znowu, w najlepszym tego słowa znaczeniu.

Pisać dalej, czy popatrzeć?

Najlepszego Mili Czytacze.:)


Komentarze

Popularne posty